Monday 31 December 2012
Vang Vieng
Przepraszamy za 2dniowa przerwe w dostawie wiesci, ale internet odmowil wspolpracy. Vang Vieng nas zaskoczyl i nie bylo to mile zaskoczenie, raczej cos jak spedzenie deszczowego jesiennego weekendu w Sopocie. Po dawnych imprezach do rana (przezornie wzielisny nocleg na uboczu) nie ma sladu (o pizzy z grzybkami nie wspomne - trzy razy przegladnelismy menu, zeby byc pewnym, ze obudzimy sie jutro a nie za kilka dni). Zycie nocne bylo raczej spokojne, a turysci nastawieni na aktywny wypoczynek (bo co tu innego robic). I takoz my tez uczynilismy wynajmujac rowerki zeby zobaczyc okoliczne jaskinie. Rowerki byly miejskie, jeden rozowy (zgadnijcie czyj), a drugi niebieski. I tak pojechalismy sobie jakies 16 km, poprawiajac spadajacy lancuch co 2 km ( oczywiscie w niebieskim rowerze, bo rozowy sie nie psul) i dojechalismy. Jaskinie nam pokazywal lokalny przewodnik (wygladal jak Gollum) i bylo naprawde fajnie. Po jednej z jaskin sie plywalo na oponie od traktora (tudziez innego duzego pojazdu). Po powrocie do miasta ruszylismy na splyw rzeka tez na oponie. A potem poszlismy na pizze (bez grzybkow) i spac.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
Ten wpis i ten dzien najbardziej przypadly mi do gustu, naprawde sympatycznie :) Jestem pewna, ze idealnie odnalazlabym sie na plywajacej oponie tudziez na rowerze w ktorym z pewnoscia cos by mi sie psulo.
ReplyDelete