Saturday 12 January 2013

11 styczen czyli jak doic turystow

Dzis postanowilismy odrobine przelamac monotonie swiatynna i pojechalismy zobaczyc plywajaca wioske. I teraz bedzie o cenach. W miescie mozna bylo wykupic wycieczke-pakiet za jakies 18$ od osoby. Wydawalo nam sie to calkiem sporo (szczegolnie, ze np. za nocleg placimy 6$ a za rower 1$), wiec pojechalismy na wlasna reke. Jazda tuk tukiem (4$ tam i nazad) na poludnie nad rzeke doplywajaca do jeziora zajela kolo 20 minut. A potem sie okazalo, ze juz nie bedzie tak tanio bo bilet na wycieczke lodka kosztuje 15$ od osoby. A, ze nie ma znaczenia ile jest osob na pokladzie, to bylo nas tylko dwoje, plus kierowca i jeszcze jeden osobnik, ktory sie okazal naszym przewodnikiem. Pozniej juz bylo tylko gorzej ;-). W planach bylo odwiedzenie plywajacej szkoly, po uprzednich zakupach w plywajacym sklepie. Oczywiscie oczekiwania byly wysokie czyli ze kupimy worek ryzu (65$), tudziez noodle (35$) dla biednych dzieci w szkole. Raczej nie bylismy na to przygotowani, ale ze na starosc mamy miekkie serce, to wyciagnelismy jakies zaskorniaki (pierwsza warstwa - dalsze warstwy sa jeszcze nietkniete) i wzielismy to na co nas bylo stac... czyli 3 zgrzewki wody. Ruszylismy do szkoly, gdzie dzeci wlasnie mialy przerwe bo juz inni turysci sie tam krecili. Popatrzylismy sobie i poszlismy. Jakos sie nam wydawalo zenujace robienie zdjec dzieciakom badz z dzieciakami.  Przewodnik nas jeszcze zaciagnal do kuchni, zeby pokazac jaki wielki gar ryzu jest potrzebny, zeby nakarmic dzieciaki. Dalej byla farma krokodyli i ryb. Ekhem... na pytanie skad te krokodyle odpowiedz byla prosta: z miasta. Kupuja male, hoduja i sprzedaja na buty i torebki... No i swietnie, czyli jeszcze wspieramy produkcje nielegalnych pamiatek. W okol lodzi -farmy plywaly dzieciaki (czemu nie byly w szkole?) w miednicach (jeden mial weza) i dopraszaly sie o pieniadze. Usmiechajac sie promiennie wsiedlismy do naszej lodki i wrocilismy do portu. Na odchodnym nasz przewodnik wspomnial cos o napiwku dla kierowcy i jego samego. Wyjelam portel, wyciagnelam co mialam i uslyszalam, ze to malo. Hehe. I wtedy Pawel z kamiennym spokojem wzial ode mnie kase, schowal do kieszeni i cos mruknal, czego tu nie bede cytowac.  W kazdym razie przewodnik nas jeszcze odprowadzil do tuk tuka i liczyl, ze cos skapnie, ale sie przeliczyl.  * Przewodnik twierdzil, ze cena biletu jest ustalana przez rzad i wioska prawie nic z tego nie dostaje.  Calkiem to wiarygodne, dlatego chcielismy kupic cos w plywajacym sklepie.   Normalnie raczej nie szastamy  gotowka jesli nie jestesmy pewni na co bedzie przeznaczona. ** Mowil tez, ze w wiosce i szkole jest duzo sierot. Nie mielismy powodu, zeby mu nie wierzyc, ale caloksztalt wycieczki raczej sial watpliwosc. *** Najlepsze na koniec: przy wsiadaniu do lodki pojawil sie nagle jegomosc z Nikonem i nam zrobil zdjecia. Jak wysiedlismy to wyjasnilo sie po co. Machali nam przed nosem kolorowymi, pieknymi talerzykami z naszymi zdjeciami. Hyhy. Ryknelam smiechem, ale nie dalam sie namowic.

4 comments:

  1. A mogliscie miec nowa zastawe... ach..taka szansa zmarnowana...;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. o widze ze sie wam pomysl spodobal. ciekawe co dostaniecie za rok na gwiazdke : P

      Delete
  2. wątek z NIKONEM....Prawie jak spływ po Dunajcu tylko w wydaniu egzotycznym. -)
    No cusz (znuf Ksfciu skrobal) wszędzie są goście co kawałek plastkiu chcą sprzedać za duże zielone. ..... ale zdjęcia z rzeki? tak niezły kosmos. Sądzicie że tam naprawdę ludzie mieszkają? opowiecie jak się obaczymy.... pozdro KsaweMagKrz

    ReplyDelete
  3. opowiemy. ale rzeka to nic. market przy rzece to bylo przezycie ;). jeszcze troche a sniadanko moglo wrocic.

    ReplyDelete