Sunday 6 January 2013

Droga do Phnom Penh (6 styczen)...

...byla bardzo interesujaca. Najpierw wsiedlismy do lodeczki, ktora nas zabrala z Don Det na staly lad. Tam juz czekala na nas spora grupa ludzi jadaca w tym samym kierunku. Jeszcze troche formalnosci: aplikacja  o wize do Kambodzy, zamiana biletu na busa wystawionego przez miejsce, gdzie spalismy na inny (lepszy?) model i w koncu ruszylismy.... na piechote na spotkanie z autobusem. A potem wsiedlismy i ruszylismy do granicy. Przjscie graniczne bylo raczej niezlym pustkowiem, oprocz drobnych sprzedawcow i urzednikow nic nie ma w promieniu paru kilometrow. Po chyba jakiejs godzinie w koncu sie udalo: mamy kolejna piekna wize w paszporcie. Dojechalismy do najblizszego miasta i tam wysiedlismy (my), reszta pojechala dalej. No i utknelismy na przyslowiowym zadupiu z taksowkarzo-wlasicielem hotelu, ktory nas dowiozl do "centrum" i bardzo chcial zabrac na wycieczke lodka, zeby podgladac delfiny. Ale sie nie dalismy. Po roznych cierpliwych poszukiwaniach w koncu znalezlismy takich, ktorzy nas zabrali dalej do Phnom Penh. Wiec jechalismy busem z nogami w gore, bo wiezlismy jakies deski, a z tylu busa przyczepiony byl drewniany, rzezbiony, potezny stol. I tak tluklismy sie po drodze, ktora byla konkretnie wyboista (w przewodniku z 2002 roku jest na pierwszym miejscu w rankingu i chyba z tego miejsca raczej nie spadla). I tak sie tluklismy: ludzie wsiadali i wysiadali, mielismy przerwe na jedzenie a potem dalej z tym stolem i dechami jechalismy. Az w koncu dostarlismy, wysiedlismy, zatoczylismy kolo w poszukiwaniu noclegu i nareszcie kolo polnocy zrzucilismy plecaki i padlismy. To byl dlugi dzien :)

2 comments:

  1. 3mamy kcióki za dalszą podrusz Ksawery z rodzicami
    P.S. pisał Ksawery ;-0

    ReplyDelete
  2. hehe. oj widze ze beda korepetycje z ortografii ;)

    ReplyDelete